



Każdy kto przeszedł z rzeczywistości szkolnej do tej studenckiej, na pewno musiał się oswoić nie tylko z brakiem dzwonków i wyższym poziomem nauki. Studia to też zupełnie nowe formy zajęć. Seminaria, laboratoria, ćwiczenia no i oczywiście wykłady.
O ile trudno podważyć sens istnienia tych pierwszych (w końcu to podstawa studiowania) to jednak będąc na niektórych wykładach ciężko powiedzieć po co się właściwie tam chodzi?
Oczywiście teoretycznie każdy to wie. Na wykładzie podawane są informację, które będą nam potrzebne do nauki całego przedmiotu. Są podawane , a nasza w tym głowa aby je notować i przyswoić. Tylko, że tyle mówi teoria… W praktyce jest naprawdę różnie.
Przede wszystkim sposób w jaki zazwyczaj jest prezentowany materiał na wykładzie jest daleki od przyswajalnego. Bo naprawdę nie czaję jak można przez dwie godziny notować to co jakiś wykładowca czyta z książki lub kartki. Pół biedy jak stara się samemu coś mówić. Wtedy zazwyczaj widać, że się bardziej stara, a i słucha się takiego wykładu lepiej.
Chociaż tutaj sporo zależy od predyspozycji „głosowych”. Niektórzy mają tak usypiający i męczący głos, że masakra. Przecież wystarczyłoby trochę więcej życia w tym co się mówi. A tak czuję się człowiek jak na wypominkach w kościele.
Oczywiście świat idzie do przodu więc i wykładowcy idą z postępem. Dlatego coraz częściej na wykładzie mamy …. folie ;] Jest to po prostu czarny tekst, tyle że wyświetlany i łatwiej zanotować. Teoretycznie to super ale… po takim wykładzie człowiek może się nabawić bólu głowy i nadgarstka. Bo słuchając kogoś można przynajmniej notować to co się uważa za ważne. Ale jak ktoś to wyświetla, trzeba notować wszystko… Co innego, że jest to tekst praktycznie żywcem zeskanowany z książek.
Zapewne można sobie pomyśleć, że wykład prowadzić łatwo nie jest. Jednak ja uważam, że jest łatwiej niż prowadzić zajęcia w szkole. Bo w szkole nauczyciel nie tylko musi wytłumaczyć lekcję, ale jednocześnie sprawdzać czy każdy dobrze rozumie, pisać na tablicy, pytać i robić wiele innych rzeczy. A wykład? Często wygląda tak, że wykładowca przychodzi, gada przez dwie godziny i wychodzi. Nawet nie spyta czy ktoś zrozumiał.
Ale wykład naprawdę można poprowadzić dobrze. Przez te lata studiów, poznałem dużo wykładowców, którzy potrafili trafić do słuchacza. Czasami wystarczyło to, że ktoś mówił swoimi słowami, nie czytając z kartki. Odpowiednia intonacja głosu i parę przykładów na tablicy, a człowiek wychodził po dwóch godzinach zadowolony i w ogóle nie odczuwał, że czas się dłuży. Można? Można! Tylko trzeba chcieć.
A tu niestety lepiej spisują się młodzi wykładowcy. Ci starsi z tytułami, zazwyczaj chcą tylko odbębnić swoje. No bo poco się starać jak studentom wszystko jedno , a osiągnęło się już tak wiele?
Studenci jednak po jakimś czasie (zazwyczaj gdy minie pierwszy rok) zaczynają wykłady sobie lekceważyć i o ile każdy przychodzi to z laptopem albo dobrą książką…. i byle wykład minął. Tym bardziej, że niektórzy wykładowcy sami dają wykłady w formie elektronicznej więc nawet pisać nie trzeba. A po co słuchać czegoś co samemu można przeczytać? W ten sposób na niektórych wykładach panuje istna sielanka. Pierwszy rząd jeszcze jakoś słucha czy notuje, ale im dalej końca… Czasami człowiek zapomina, że jest na wykładzie.
Takie rzeczy to zazwyczaj zachodzą wtedy gdy cały rok ma wykład wspólny. Jak się porobią specjalizacje to tych wspólnych wykładów coraz mniej , aż znikają całkiem zastępowane przez wykłady dla grupy. Mogłoby się wydawać że będzie lepiej ale… Nie jest :). Wykładowcy dalej myślą, że ich wykłady są pasjonujące, nie zwracając uwagi, że połowy grupy nie ma. A jak któryś nieopatrznie nie sprawdza obecności to kaplica. Zdarza się, że wykład jest prowadzony dla kilku studentów albo… jednego !
Czy w związku z tym pozostali nie zaliczą przedmiotu? Skądże znowu. Wykłady są dostępne w sieci albo wystarczy je skserować. A jak ktoś sam sobie chce rozszerzyć wiedzę to książki odpowiednie też znajdzie. Więc po co ten wykład? Naprawdę trudno czasem odpowiedzieć na to pytanie:)
A jakie wy macie spostrzeżenia odnośnie waszych wykładów? Może na innych kierunkach czy uczelniach jest inaczej? Czy jakiś wykładowca szczególnie zapadł wam w pamięci? Piszcie 🙂
Z tymi wykladami to faktycznie jest bardzo roznie. Bywalem na takich, od ktorych nie mozna sie bylo oderwac, bywalem na takich, na ktorych powstrzymywalem sie zeby nie umrzec z nudow… Wszystko zalezy, choc uwazam, ze wykladowcy (szczegolnie starsi) powinni brac poprawke na to, ze sa inne czasy, inni ludzie, ze potrzeba nowych metod, zeby zaangazowac studenta do pracy.
Zgadza się. Nie bardo rozumiem dlaczego im się wydaje, że to nas zainteresuje jak oni czasem to sami czytają czy wykładają z takim znudzeniem w głosie… masakra;] Ostatnio na wykładach się pojawiają projektory i to powoli zwrot w dobrą stronę. Bo wtedy można pokazać coś więcej niż sam tekst. Ale żeby to jeszcze umiejętnie wykorzystać…
Zabawne zdjęcie 🙂